-Obóz-
Noc minęła wszystkim w miarę spokojnie. Mieli tylko małe kłopoty z deszczem, który niestety dość często pada na Kamino. Ale to nie był ich jedyny kłopot. Woda sięgała i do kolan, jakby przechodzili rzekę. Musieli wszystko nieść w ciężkich plecakach i to na plecach, co wcale nie ułatwiało sprawy. Ale niestety musieli iść dalej w stronę światła.
Szli już z jakieś dwie godziny. Nogi bolały ich niemiłosiernie, ale nie mogli się zatrzymać, ponieważ w nocy żerują mangusty. Szli przez wielki las pełny ogromnymi, potężnymi drzewami. Nie chcieli iść przez szczere pole. Tutaj mogli w razie kłopotów wskoczyć na drzewo.
- Ahsoka wszystko w porządku? -spytała Polina Ahsokę kiedy zobaczyła, że podpiera się o drzewo. Wyglądała marnie. Była blada.
- Tak spokojnie. Wszystko w porządku. -odpowiedziała jej doganiając ich.
- Na pewno? Marnie wyglądasz. Może zrobimy postój? -spytał Obi-Wan. Wszyscy spojrzeli na nią. Usiadła na kawałku korzenia.
- Skoro nalegacie. -zdjęła plecak i położyła obok. Wyjęła z niego butelkę wody i wypiła ją do połowy.
- Smarku czy, aby na pewno dobrze się czujesz? -spytał jej mistrz.
- Nie. -odpowiedziała i oparła się i pień. Wyglądała bardzo źle. Nie dość, że była blada, to jeszcze miała sine usta. Musieli przyznać, że noc i poranek był bardzo zimny. Tano miała nawet gęsią skórkę.
- Chodź Anakinie. Pójdziemy po drewno na ognisko. -powiedział były mentor Skywalkera. Skinął głową i ruszyli w stronę krzaków. - Polina, zajmij się Ahsoką. Powinniśmy wrócić najpóźniej za pół godziny. -dodał jeszcze i zniknęli za krzakami. Za nim jednak to zrobili, Anakin spojrzał ze zmartwieniem na swoją uczennicę. Bał się o nią i to dobrze. Była słaba i jakaś myśl nie dawała jej spokoju, ale nie wiedział co. Nie chciała mu powiedzieć. Musiało ją to bardzo boleć skoro nic nikomu nie mówiła.
Poli podeszła do przyjaciółki i okryła ją kocem. Ona również się o nią martwiła.
- Ahsoka powiedz co się dzieje. -powiedziała po dłuższej chwili milczenia. Ahsoka w ogóle na nią nie spojrzała. Patrzyła na wodę w runie leśnym. - Soka, nie możesz ciągle tego przed nami ukrywać. Martwimy się o Ciebie. Powiedz co Cię trapi to Ci pomożemy. -usiadła na przeciw niej i zmusiła ją do spojrzenia jej w oczy.
- Nikt nie może mi pomóc. -powiedziała ze smutkiem. Wypowiedziała te słowa szeptem, jakby miała za chwilę się rozpłakać.
- Ale jak to? O co konkretnie Ci chodzi? -spytała. Widziała, że w głowie układa sobie słowa na jej odpowiedź.
- Chodzi o moją rodzinę, o tą całą królową o tron na którym mam zasiąść. Moi rodzice mnie porzucili. Rodzeństwo poniewierało. Nikt nie kochał, nie chciał. Byłam im nie potrzebna.Nie chcieli mnie, to mnie porzucili. -powiedziała bez żadnych uczuć. Nie chciała dać po sobie poznać, że jest jej ciężko, nie chciała, aby ktoś myślał, że jest jak małe dziecko. Od kiedy trafiła do Zakonu, robiła wszystko, aby tylko nie zawieść nikogo. Chciała, aby nigdy nikomu nie zrobiła przykrości, zwrócić na siebie uwagę, udowodnić, że nie jest już małym dzieckiem, że umie sama się o siebie zatroszczyć.
- Ahsoka tak mi przykro, nie wiedziałam. -próbowała z tego jakoś wybrnąć. Nigdy nie wyobrażała sobie jak można porzucić małe dziecko. To było nie wyobrażalne i nie wybaczalne. Jak dorosły togrutanin mógł zrobić coś takiego okropnego?!
- Spokojnie, nie wiedziałaś tak jak każdy. -tym razem na nią spojrzała. Miała zaszklone oczy. Miała nadzieję, że nikomu nigdy nie będzie tego wyznawała, ale jednak jej to nie ominęło. Nie można było się z tym dłużej ukrywać. Ale szczerze to jej ulżyło, że komuś w końcu to powiedziała. Nie musiała tego dusić w sobie.
- Twój mistrz wie? -spytała.
- Nie. I niech tak na razie zostanie.
- Masz zamiar mu to powiedzieć?
- Na razie nie. Lepiej żeby nie wiedział. -uśmiechnęła się do niej. - Powiem mu, ale nie teraz. -dodała.
- Dobra, zakończmy ten temat. -skończyła rozmowę Poli. - A co z tobą i Luksem? -spytała wyszczerzając swoje białe zęby.
- Hm... myślę, że dobrze. Na razie nie odpisał mi na ostatnią wiadomość. Mam nadzieję, że nie znalazł sobie jakiejś innej. -znowu zatopiła wzrok w wodzie.
- No co ty? -złapała ją za ramię przyjaciółka. - Jesteś najpiękniejszą togrutanką na Shili i w całej galaktyce. -zaczęła jej prawić komplementy.
- Tsak, na pewno. Ale i tak nie odgoniłaś ode mnie tej myśli. -poirytowała ją lekko.
- Dobra. Ale powinnaś zaufać osobie którą kochasz. -dała jej radę.
- Masz rację. Ale to nie jest takie łatwe. Ale jednak masz rację. Powinnam mu zaufać. Ale teraz mam na karku złą królową. -nie dokończyła, ponieważ przyszli mistrzowie Jedi. Nieśli na rękach kłody drzew na ognisko.
- I jak, lepiej Smarku? -spytał Anakin kładąc drewno na ziemi.
- Tak, lepiej. -powiedziała wstając z potężnego korzenia, najbliższego drzewa. Nadal była okryta peleryną przyjaciółki.
- Dzisiaj musimy rozbić ponownie obóz. Zbiera się na potężna burzę. -wywnioskował z chmur Obiwan.
- Skoro będzie burza musimy znaleźć jaskinię. Ostatnie co można robić podczas burzy, to siedzenia na drzewie. -powiedziała Poli.
- Ale jak my ją znajdziemy? Przecież jesteśmy w samym środku lasu. -spytał jej mistrz.
- Twoja padawanka ma rację. -usłyszeli czyjś głos. Nie wiedzieli czyj i gdzie jest ta osoba.
- Kim jesteś? -spytała Tano rozglądając się do o koła.
- Jestem Dotomina. Chyba powinnaś mnie znać. -poczuła jak się tajemnicza osoba się uśmiecha. Ona również to zrobiła. - Nie możecie tutaj zostać. -oznajmiła. - Tu jest bardzo niebezpiecznie. Najlepiej będzie się ukryć w podziemiach. -dodała.
- Ale gdzie je znajdziemy? -spytał Kenobi.
- Idźcie za mną. -odpowiedziała. Wszyscy spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. No bo co? Mieli iść za osobą, której nie widzą?
- Najpierw może się ujawnisz. -zaproponował Skywalker.
- Przecież stoję za tobą. -obrócili się. Przy drzewie stała dziewczyna, która miała około siedemnastu lat. Miała białe długie włosy z niebieską pasemkom. Na jej chudych ramionach wisiała granatowa peleryna. Na nogach miała długie białe spodnie i granatową dość długą bluzkę, z wycięciem na plecach, na ramiączka. Na biodrach miała przepasany pas. Jej piękne, niebieskie, bystre oczy świeciły lekkim światłem.
- Czyli to ty, jesteś Dotomina. Gdzie twoja siostra Zondera? -spytała Ahsoka podchodząc do niej.
- Spokojnie. Jutro do niej wyruszymy. Mieszka na samych końcu planety. Będziemy musiały się sprężyć. A teraz chodźcie po przemokniecie. -popatrzyła na resztę, stojących jak słup soli, nie wiedzących kim jest na dziewczyna. - Idziecie? -spytała i ruszyła na przód, w zagąszcza.
- Hej wszystko dobrze? -spytała uczennica mistrza. Ten tylko skinął głową i ruszył za nią. Reszta poszła w jego kroki.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No jolo mordeczki!
Wiem, że strasznie krutki, ale nie miałam zbyt dużej weny.
Zapraszam też na mojego drugiego bloga!
NMBZW!
środa, 24 lutego 2016
wtorek, 23 lutego 2016
Znowu info
Okey mordeczki.
Spokojnie nie zawieszam bloga... ;)
Ostatnio go zaniedbałam. Rozdział pojawi się jutro ( mam nadzieję ).
Prolog również pojawi się na wspólnym blogu z Eirą.
A i jeszcze jedno. Jak już mówiłam, mam kolejnego bloga.
http://historiaakki.blogspot.com/?m=1
Macie linka. Nie jest o StarWars, ale mam nadzieję, że się spodoba!
NMBZW!
Spokojnie nie zawieszam bloga... ;)
Ostatnio go zaniedbałam. Rozdział pojawi się jutro ( mam nadzieję ).
Prolog również pojawi się na wspólnym blogu z Eirą.
A i jeszcze jedno. Jak już mówiłam, mam kolejnego bloga.
http://historiaakki.blogspot.com/?m=1
Macie linka. Nie jest o StarWars, ale mam nadzieję, że się spodoba!
NMBZW!
poniedziałek, 22 lutego 2016
Małe wiadomości
UWAGA!
Razem z Eirą założyłyśmy bloga ( oczywiście o tematyce StarWars ) i serdecznie zapraszamy!
http://rodzinajestczesciamojegozycia.blogspot.com/
A i już niedługo rusza nowy blog tyle , że o innej tematyce. Będzie on o dziewczynie Akki. Mieszka w Anglii i chodzi do ósmej klasy. Ma przyjaciółkę Molly z którą nigdy się nie rozstaje. W szkole jest pewien chłopak-Juki. Na początku się straaasznie nie nawidzą. Potem jakimś cudem się w sobie zakochują.
NMBZW!
Razem z Eirą założyłyśmy bloga ( oczywiście o tematyce StarWars ) i serdecznie zapraszamy!
http://rodzinajestczesciamojegozycia.blogspot.com/
A i już niedługo rusza nowy blog tyle , że o innej tematyce. Będzie on o dziewczynie Akki. Mieszka w Anglii i chodzi do ósmej klasy. Ma przyjaciółkę Molly z którą nigdy się nie rozstaje. W szkole jest pewien chłopak-Juki. Na początku się straaasznie nie nawidzą. Potem jakimś cudem się w sobie zakochują.
NMBZW!
piątek, 19 lutego 2016
Ciepłe słowa od bliskich to najlepszy lek na smutek.
- Obóz -
Dziewczyny wróciły ze zwiadów, do których Anakin nie był przekonany. Kiedy strzepnęły z siebie ostatnie liście, podeszły do swoich mistrzów.
- I co, widziałyście coś? -spytał jako pierwszy Obi-Wan.
- Widziałyśmy światło na wzgórzu. Jutro tam ruszymy, ale okrężną drogą. -odpowiedziała mu jego uczennica.
- Dlaczego?
- Niedaleko nas jest stado Mangust. Jeśli przejdziemy przez ich terytorium mogą nas zaatakować. -wyjaśniła Tano. - Jeśli chcemy tutaj przeżyć, musimy się zabezpieczyć już teraz. Chodzą stadami. Jeśli znajdą coś co ich zaniepokoi mogą się do nas zbliżyć. -dodała.
- No to na co czekamy. -wtrącił Anakin i wstał z pnia. - Tylko, jak mamy się zabezpieczyć?
- Spokojnie. Nie umieją się wspinać więc przeniesiemy się na drzewo. -zabrzmiało to trochę śmieszne, ale rzeczywiście miała racje, ponieważ mangusty nie umieją się wspinać, a wokół nich jest mnóstwo potężnych i wysokich drzew.
- Na drzewo? -powiedział kpiąco Skywalker. - No niby jak chcecie to zrobić? -założył ręce na piersi. Ahsoka i Poli spojrzały na siebie i w jednej chwili przeniosły swój namiot na drzewo.
- Resztę bierzecie Wy. -powiedziały i wspomagając się mocą, wskoczyły na pień drzewa. Kenobi i jego były uczeń, spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Kiwnęli głowami i zrobili to samo co ich padawanki.
Godzinę później
Anakin ułożył już się do snu, ale nadal coś nie dawało mu zasnąć - myśl, że jego mały Smark może być w niebezpieczeństwie. Nie chciał dopuścić do siebie takiej myśli. Chcąc odgonić wszystko co nie dawało mu spać, wyszedł na zewnątrz. Przeciągnął się lekko i zaczął skakać po gałęziach, aby być na samym szczycie drzewa. Wiedział, że ponoć są tu piękne pełnie księżyca.
Kiedy już się wdrapał, zobaczył swoją uczennicę. Siedziała na najgrubszej gałęzi drzewa o patrzyła w niebo. Czuł, że coś ją trapi. Nie chciał zbytnio ingerować w jej życie, ale chciał się dowiedzieć co ją trapi. Nigdy nie mówiła mu o swojej przeszłości. Myślał, że właśnie to ją martwi. Chciał, aby mówili sobie wszystko. Wszystko, aby się nawzajem pocieszać. Była miedzy nimi silniejsza więź niż między innym. Traktował ją jak siostrę, a Ona jego jak brata. Mimo, że nie byli spokrewnieni i byli całkowicie innej rasy, ale jednak umieli się dogadać. Nie byli zjebanymi rasistami, którym przeszkadzało to, że istnieją w galaktyce inne formy życia. Nie rozumiał ich. Pamiętał jak na samym początku ich znajomości, inni wyśmiewali się z Ahsoki, ponieważ była togrutanką. To było takie nie sprawiedliwe.
Podszedł do niej bliżej, starając się aby gałązki nie trzeszczały. Niestety jak to On, jego plan nie wypalił i stanął na stertę gałęzi. Odwróciła się w jego stronę i natychmiast odwróciła. Chciała po prostu być sama.
- Co się dzieje Smarku? -usiadł obok niej na wielkiej gałęzi.
- Nic. -odpowiedziała nie dając znać o swoich uczuciach.
- Przecież widzę. -Ona w odpowiedź opuściła głowę, patrząc na swoje zwisające nogi. - Ahsoko co się dzieje? -spytał nadopiekuńczym głosem.
- Po prostu boje się. -nie wytrzymała. Musiała się komuś wygadać. - Boję się, że nie dam rady. Że nie udźwignę tej władzy. Nie wiem czy do końca się boję, czy po prostu nie chcę być królową.
- To nie bądź. Nie musisz tego robić. Nikt Cie nie zmusi do tego, czego nie chcesz. -popatrzył na nią, a Ona na niego.
- Muszę to zrobić. Inaczej... -nie wiedziała czy chce dokończyć swoje zdanie. - Inaczej to nie będzie mieć sensu.
- Jak to?
- No bo bez przeznaczenia nie ma sensu żyć. Po co ktoś ma żyć tak po prostu, bez żadnej nadziei, że kiedyś będzie Jedi, czy nawet zwykłym rolnikiem. Bez tego wszystko będzie w nieładzie. -spuściła głowę. Na kilka minut nastała cisza. Anakin nie wiedział co ma powiedzieć. W sumie miała rację. Bez przeznaczenia nie ma życia.
- Ale... -odezwał się po dłuższej chwili. - co by się nie działo, będziemy z tobą. Będziemy Cię wspierać. Twoi przyjaciele i ja. -uśmiechnął się do niej, a Ona uroniła łzę. Chciała słyszeć to z ust swojej rodziny.
- Dobrze, że przynajmniej Wy. -odpowiedziała mu ocierając łzy.
- To znaczy?
- Chodzi o moją rodzinę. Nie chciała mnie to się mnie pozbyli. Nie potrzebowali mnie, a ja ich tak. Porzucili mnie p kilku latach w lesie. Porzucili trzy letnie dziecko w lesie... śmieszne co? -Anakin wiedział, że jego uczennica cierpi, a ten lekki śmiech przy jej opowiadaniu to tylko przykrywka. Obją ją ramieniem.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobrze kochani... Wiem, że staaasznie krótko, ale nie miałam weny, aby pisać dłużej, a nie chciałam przekładać tego na później bo pewnie się niecierpliwicie...
No, ale cóż. Mam nadzieję, że wrzucę co jeszcze w tym tygodniu...
NMBZW!
Dedyk dla
Withe Angel.
Dziewczyny wróciły ze zwiadów, do których Anakin nie był przekonany. Kiedy strzepnęły z siebie ostatnie liście, podeszły do swoich mistrzów.
- I co, widziałyście coś? -spytał jako pierwszy Obi-Wan.
- Widziałyśmy światło na wzgórzu. Jutro tam ruszymy, ale okrężną drogą. -odpowiedziała mu jego uczennica.
- Dlaczego?
- Niedaleko nas jest stado Mangust. Jeśli przejdziemy przez ich terytorium mogą nas zaatakować. -wyjaśniła Tano. - Jeśli chcemy tutaj przeżyć, musimy się zabezpieczyć już teraz. Chodzą stadami. Jeśli znajdą coś co ich zaniepokoi mogą się do nas zbliżyć. -dodała.
- No to na co czekamy. -wtrącił Anakin i wstał z pnia. - Tylko, jak mamy się zabezpieczyć?
- Spokojnie. Nie umieją się wspinać więc przeniesiemy się na drzewo. -zabrzmiało to trochę śmieszne, ale rzeczywiście miała racje, ponieważ mangusty nie umieją się wspinać, a wokół nich jest mnóstwo potężnych i wysokich drzew.
- Na drzewo? -powiedział kpiąco Skywalker. - No niby jak chcecie to zrobić? -założył ręce na piersi. Ahsoka i Poli spojrzały na siebie i w jednej chwili przeniosły swój namiot na drzewo.
- Resztę bierzecie Wy. -powiedziały i wspomagając się mocą, wskoczyły na pień drzewa. Kenobi i jego były uczeń, spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Kiwnęli głowami i zrobili to samo co ich padawanki.
Godzinę później
Anakin ułożył już się do snu, ale nadal coś nie dawało mu zasnąć - myśl, że jego mały Smark może być w niebezpieczeństwie. Nie chciał dopuścić do siebie takiej myśli. Chcąc odgonić wszystko co nie dawało mu spać, wyszedł na zewnątrz. Przeciągnął się lekko i zaczął skakać po gałęziach, aby być na samym szczycie drzewa. Wiedział, że ponoć są tu piękne pełnie księżyca.
Kiedy już się wdrapał, zobaczył swoją uczennicę. Siedziała na najgrubszej gałęzi drzewa o patrzyła w niebo. Czuł, że coś ją trapi. Nie chciał zbytnio ingerować w jej życie, ale chciał się dowiedzieć co ją trapi. Nigdy nie mówiła mu o swojej przeszłości. Myślał, że właśnie to ją martwi. Chciał, aby mówili sobie wszystko. Wszystko, aby się nawzajem pocieszać. Była miedzy nimi silniejsza więź niż między innym. Traktował ją jak siostrę, a Ona jego jak brata. Mimo, że nie byli spokrewnieni i byli całkowicie innej rasy, ale jednak umieli się dogadać. Nie byli zjebanymi rasistami, którym przeszkadzało to, że istnieją w galaktyce inne formy życia. Nie rozumiał ich. Pamiętał jak na samym początku ich znajomości, inni wyśmiewali się z Ahsoki, ponieważ była togrutanką. To było takie nie sprawiedliwe.
Podszedł do niej bliżej, starając się aby gałązki nie trzeszczały. Niestety jak to On, jego plan nie wypalił i stanął na stertę gałęzi. Odwróciła się w jego stronę i natychmiast odwróciła. Chciała po prostu być sama.
- Co się dzieje Smarku? -usiadł obok niej na wielkiej gałęzi.
- Nic. -odpowiedziała nie dając znać o swoich uczuciach.
- Przecież widzę. -Ona w odpowiedź opuściła głowę, patrząc na swoje zwisające nogi. - Ahsoko co się dzieje? -spytał nadopiekuńczym głosem.
- Po prostu boje się. -nie wytrzymała. Musiała się komuś wygadać. - Boję się, że nie dam rady. Że nie udźwignę tej władzy. Nie wiem czy do końca się boję, czy po prostu nie chcę być królową.
- To nie bądź. Nie musisz tego robić. Nikt Cie nie zmusi do tego, czego nie chcesz. -popatrzył na nią, a Ona na niego.
- Muszę to zrobić. Inaczej... -nie wiedziała czy chce dokończyć swoje zdanie. - Inaczej to nie będzie mieć sensu.
- Jak to?
- No bo bez przeznaczenia nie ma sensu żyć. Po co ktoś ma żyć tak po prostu, bez żadnej nadziei, że kiedyś będzie Jedi, czy nawet zwykłym rolnikiem. Bez tego wszystko będzie w nieładzie. -spuściła głowę. Na kilka minut nastała cisza. Anakin nie wiedział co ma powiedzieć. W sumie miała rację. Bez przeznaczenia nie ma życia.
- Ale... -odezwał się po dłuższej chwili. - co by się nie działo, będziemy z tobą. Będziemy Cię wspierać. Twoi przyjaciele i ja. -uśmiechnął się do niej, a Ona uroniła łzę. Chciała słyszeć to z ust swojej rodziny.
- Dobrze, że przynajmniej Wy. -odpowiedziała mu ocierając łzy.
- To znaczy?
- Chodzi o moją rodzinę. Nie chciała mnie to się mnie pozbyli. Nie potrzebowali mnie, a ja ich tak. Porzucili mnie p kilku latach w lesie. Porzucili trzy letnie dziecko w lesie... śmieszne co? -Anakin wiedział, że jego uczennica cierpi, a ten lekki śmiech przy jej opowiadaniu to tylko przykrywka. Obją ją ramieniem.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobrze kochani... Wiem, że staaasznie krótko, ale nie miałam weny, aby pisać dłużej, a nie chciałam przekładać tego na później bo pewnie się niecierpliwicie...
No, ale cóż. Mam nadzieję, że wrzucę co jeszcze w tym tygodniu...
NMBZW!
Dedyk dla
Withe Angel.
niedziela, 14 lutego 2016
One-Shot - Walentynki
-Ahsoka-
Obudziła się z dziwnym uczuciem. Wiedziała, że o czymś zapomniała, ale nie miała pojęcia o czym. Spojrzała w sufit. Bardzo tęskniła za dawnymi przygodami z Luksem. Pamięta jej zazdrość kiedy pomagał Stelli. Tak dawno go nie widziała. Chciała, aby był przy niej, przynajmniej na jeden dzień. Ale była skazana na nudne treningi z Anakinem.
Podniosła się do pozycji siedzącej, po czym spojrzała na zegar. Była już 9:00, a Rycerzyk nawet nie pofatygował się, aby ją obudzić. - Dziwne -pomyślała. - już ta godzina, a jego jeszcze nie ma. -spojrzała jeszcze raz na zegar. - Może w reszcie zeżarły go gumowe żeli?? (nie pytajcie :p) -spytała siebie, pełna nadziei, że tak jest. Zerwała się z łóżka i poczłapała do łazienki. Po drodze sięgnęła po ubrania z krzesła. Wzięła bardzo długi, ciepły prysznic. Z wielką niechęcią opuściła kabinę prysznicową. Wytarła się i podeszła do lustra. Spojrzała na swoją twarz. Dzisiaj była wyjątkowo wyspana, więc nie miała sińców pod oczami. Teraz sama musiała przyznać, że była dość ładna.
Wyszła z łazienki. Usiadła na łóżku, sięgnęła po swojego tableta i ciastka z Carfura. Wczoraj miała mały wypad z dziewczynami mały wypad na miasto. Razem z Poliną, Luą i Kirą kupiły z tonę słodyczy. Potem zasłodzona Li musiała kupić wodę. Później poszły w jej ślady. I takim cudem miała szafkę wypchaną słodkimi ciastkami, żelkami, cukierkami, lizakami i innym słodkościami.
Włączyła Facebooka, Niestety jak się okazało, szalona Lua musiała wstawić zdjęcia, na których wszystkie się wygłupiają. Później sprawdziła pocztę. Lux nie odpisał jej na ostatnią wiadomość. To popsuło jej trochę humor. Nie chciała siedzieć tu sama, w tym miejscu, gdzie nic się nie dzieje. Później odpowiedziała na kilka odpowiedzi na Asku i odłożyła, i łakocie, i tableta. Postanowiła poszukać swoich przyjaciół. Wiedziała, że tylko Ona jest takim leniem i śpi do dziewiątej, a inni już o siódmej są na nogach.
Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła przed swoimi drzwiami paczkę i kilka listów. Wzięła je natychmiast, cofając się do środka pokoju. Nie miała bladego pojęcia od kogo to. Na początku wzięła się za otwieranie listów. Na kopercie widniało imię Poliny. Wyjęła różowo-pudrową kartkę i przeczytała jej zawartość.
Obudziła się z dziwnym uczuciem. Wiedziała, że o czymś zapomniała, ale nie miała pojęcia o czym. Spojrzała w sufit. Bardzo tęskniła za dawnymi przygodami z Luksem. Pamięta jej zazdrość kiedy pomagał Stelli. Tak dawno go nie widziała. Chciała, aby był przy niej, przynajmniej na jeden dzień. Ale była skazana na nudne treningi z Anakinem.
Podniosła się do pozycji siedzącej, po czym spojrzała na zegar. Była już 9:00, a Rycerzyk nawet nie pofatygował się, aby ją obudzić. - Dziwne -pomyślała. - już ta godzina, a jego jeszcze nie ma. -spojrzała jeszcze raz na zegar. - Może w reszcie zeżarły go gumowe żeli?? (nie pytajcie :p) -spytała siebie, pełna nadziei, że tak jest. Zerwała się z łóżka i poczłapała do łazienki. Po drodze sięgnęła po ubrania z krzesła. Wzięła bardzo długi, ciepły prysznic. Z wielką niechęcią opuściła kabinę prysznicową. Wytarła się i podeszła do lustra. Spojrzała na swoją twarz. Dzisiaj była wyjątkowo wyspana, więc nie miała sińców pod oczami. Teraz sama musiała przyznać, że była dość ładna.
Wyszła z łazienki. Usiadła na łóżku, sięgnęła po swojego tableta i ciastka z Carfura. Wczoraj miała mały wypad z dziewczynami mały wypad na miasto. Razem z Poliną, Luą i Kirą kupiły z tonę słodyczy. Potem zasłodzona Li musiała kupić wodę. Później poszły w jej ślady. I takim cudem miała szafkę wypchaną słodkimi ciastkami, żelkami, cukierkami, lizakami i innym słodkościami.
Włączyła Facebooka, Niestety jak się okazało, szalona Lua musiała wstawić zdjęcia, na których wszystkie się wygłupiają. Później sprawdziła pocztę. Lux nie odpisał jej na ostatnią wiadomość. To popsuło jej trochę humor. Nie chciała siedzieć tu sama, w tym miejscu, gdzie nic się nie dzieje. Później odpowiedziała na kilka odpowiedzi na Asku i odłożyła, i łakocie, i tableta. Postanowiła poszukać swoich przyjaciół. Wiedziała, że tylko Ona jest takim leniem i śpi do dziewiątej, a inni już o siódmej są na nogach.
Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła przed swoimi drzwiami paczkę i kilka listów. Wzięła je natychmiast, cofając się do środka pokoju. Nie miała bladego pojęcia od kogo to. Na początku wzięła się za otwieranie listów. Na kopercie widniało imię Poliny. Wyjęła różowo-pudrową kartkę i przeczytała jej zawartość.
Kochana Ahsoko!
W tym bardzo wyjątkowym dniu, chciałabym Ci złożyć jak najlepsze życzenia z okazji walentynek.
Dziękuję Ci za naszą przyjaźń, wygłupy, wspólne zakupy, żarty, chwile spędzone razem, za twoje wsparcie w trudnych chwilach, za stawianie się za mną, kiedy inni mi dokuczali.
Po prostu za to, że jesteś!
Twoja Poli <3
Spadł na nią jasny grom z nieba. Już wiedziała o czym zapomniała. O walentynkach. - O nie! Przecież nie mam walentynek dla innych! -przypomniała sobie. - Ale chwila. AAAA NO TAK! Wczoraj się upiłyśmy, dlatego jestem taka nieobecna. Przecież zrobiłam je tydzień temu. -podeszła do biurka. Z szuflady wyciągnęła koperty. Przeliczyła jej jeszcze raz. Nie brakowało żadnej.
Poszła czytać dalej. Każda kartka brzmiała prawie tak samo jak Poliny. Przeszła do otwierania paczki. Nie było żadnego adresata. Był w niej uroczy, różowy, misiek. - Ojej, -pomyślała, biorąc go na ręce. - jaki On słodki. Muszę dowiedzieć się kto mi go dał. -postanowiła i wyszła z pokoju, lecz pod drzwiami było dwa razy tyle paczek i kopert. - No pięknie. -pomyślała. Wrzuciła je do pokoju i pobiegła w stronę miejsca spotkań jej paczki.
Szła korytarzem, mając nadzieję, że kogoś spotka. Przy każdych drzwiach do pokojów, leżały pakunki i koperty. W ogóle cały wystrój korytarzy się zmienił. Na czerwonym dywanie, leżały płatki róż, a na suficie wisiały serca wycięte z papieru. Ściany zaś, miały ozdoby w kształcie literek, które układały się w wyraz '' Najlepszych walentynek! ''. Tano była zachwycona całym tym wszystkim. Nigdy nie widziała, żeby świątynia była tak wystrojona, kolorowa i wesoła. Zazwyczaj każdy dostawał depresji patrząc na szare ściany i sufit. Jedynie promyki słońca dodawały uroku pochmurnemu korytarzowi.
Kiedy przechodziła przed pokojem rycerzyka. zobaczyła stertę podarunków, które dziwnie podskakiwały i przesuwały lekko. - Nie no nie wierzę. -pomyślała, domyślając się, dlaczego podarunki się przemieszczają. To Skywalker próbujący wyjść z pokoju. Niestety (albo stety) nie mógł, ponieważ ciężkie paczki torowały drzwi.
- Nadchodzę z odsieczą, mistrzu! -zażartowała i zabrała kilka paczek. Drzwi do jego pokoju natychmiast się otworzyły, a zza nich wyszedł poirytowany Anakin.
- Kto wpadł na taki idiotyczny pomysł, z tymi walentynkami? -powiedział patrząc na podarunki. Ahsoka wzięła koperty i zaczęła czytać adresatów.
- Twoja żona nie szczędziła papieru. -powiedziała z uśmiechem Soka, przebierając dale resztę kopert.
- U Ciebie też tak było? -spytał podnosząc walentynki walające się po podłodze.
- Tak, tylko, że dwa razy więcej. -odpowiedziała mu z szerokim uśmiechem.
- Oo, czyli kto jest twoim tajemniczym wielbicielem? -spytał odwzajemniając uśmiech i wnosząc do pokoju mocą rzeczy.
- No właśn... zaraz, zaraz. Skąd wiesz, że się nie podpisał? -spytała patrząc na niego podejrzliwym wzrokiem. Anakin zaczerwienił się. - Rycerzyku??
- I tak bym Ci powiedział, że to ode mnie. -powiedział drapiąc się po głowie.
- Tak na pewno... Chodźmy.
- Gdzie? -spytał ze zdziwieniem.
- No na trening. -powiedziała z takim samym zdziwieniem.
- Dzisiaj Ci odpuszczam Smarku. Ale jutro nie dam Ci wolnego. Wręcz przeciwnie. Dam Ci porządny wycisk. -spojrzał na nią z uśmiechem.
- Dajesz mi wolne? To do Ciebie nie podobne. -jej twarz również przyozdobił uśmiech.
- Wyjątkowo tak. Dzisiaj sam muszę załatwić kilka spraw. -powiedział i ruszył korytarzem, puszczając jej oczko na pożegnanie.
Ahsoka udała się w miejsce, do którego miała udać się wcześniej. Mianowicie do pokoju Korana. Tam zawsze się spotykała z innymi.
Kiedy weszła do pokoju, zobaczyła, wszystkich jej przyjaciół. Spojrzeli na nią i uśmiechnęli. Wydało jej się to dziwne.
- Co się tak na mnie patrzycie?? -spytała jako pierwsza.
- A nic. -wybrnął Fil. - Myśleliśmy, że nie przyjdziesz.
- Ale przyszłam. -odpowiedziała nadal podejrzliwym głosem.
- Mamy dla Ciebie niespodziankę. -powiedziała Lua.
- Mam nadzieję, że nie zakupy w Carfurze. -odpowiedziałam z dobrym humorem.
- Po pierwsze: nie, po drugie: nie podobało Ci się wczoraj? -powiedziała wstając z krzesła.
- Po pierwsze: nic takiego nie powiedziałam, a po drugie: przez te zdjęcia na Facebooku, dowiedziała się o nas cała świątynia.
- Ale mamy około pięciuset lajków. -pochwaliła się.
- Nie ważne. -skończyła rozmowę, bo wiedziała, że nie ma sensu ciągnąc tego dalej. - Gdzie ta niespodzianka? -spytała już lekko poddenerwowana.
- Chodź z nami. -powiedziała Polina, po czym chwyciła ją za rękę i pociągnęła do holu.
- Koran, Fil zostańcie tutaj. Zaraz wracamy. -rozkazała im Lin i wyszła. Chłopaki tylko skinęli głowami i zaczęli o czymś rozmawiać.
Polina i Lua wyciągnęły Ahsokę, aż za mury świątyni. Ciągle domagała się wyjaśnień, ale One tylko uśmiechały się do siebie. Kiedy w końcu dociągnęły ją do starej fabryki, Kris powiedziała, że już koniec wycieczki.
- Chciałyście pokazać mi starą fabrykę?! -zbulwersowała się.
- Nie. Ktoś tam na Ciebie czeka. -powiedziały i posłały sobie oczko. Potem zaczęły ją pchać w stronę wejścia.
- Jesteście pewne, że ktoś tam jest? -spytała jeszcze raz.
- Na sto procent. -wyszczerzyły swoje białe ząbki. - Nie bój się idź! -zaczęły znowu ją pchać.
Ahsoka weszła nie pewnie do opuszczonej fabryki. Próbowała coś wyczuć poprzez moc i udało jej się. Wyczuła bliską jej osobę. Skręciła w lewy korytarz. Zobaczyła na podłodze płatki róż. Zaczęła iść za nimi. Szła dalej korytarzem, kiedy w końcu znalazła się w wielkiej sali. Na suficie wisiały serca, tak jak w świątyni. Na środku stał stół. Podeszła do niego. Stały na nim dwie zapalone świece, i talerze. Nie wiedziała o co chodzi. Usłyszała za sobą jakiś szmer. Wyczuła, że ktoś się do niej skrada i jest o kilka kroków od niej. Gwałtownie obróciła się i przystawiła komuś miecz do gardła.
- Spokojnie, tak mnie nie cierpisz?? -spytał... LUX!
- Lux?! -rzuciła się mu na szyję. - Skąd się tu wziąłeś? -spytała uwalniając go z uścisku.
- Zaplanowałem tę niespodziankę już dawno. Lua i Polina mi pomogły. -uśmiechnął się do niej.
- Czyli dlatego tak się zachowywały. Myślałam, że zwariowały do reszty. -zażartowała.
- Siadaj. -powiedział Bonteri, odsuwając krzesło przy stole.
- Dziękuję -powiedziała z lekkim rozbawieniem. - Co jeszcze zaplanowałeś na ten wieczór? -podparła rękami brodę i uśmiechnęła się do niego uroczo. Odwzajemnił gest.
- Specjalnie dla mojej ukochanej -na to słowo, poczuła się jak w niebie. - czekoladki. -odkrył talerz. Leżały na nim czekoladki w kształcie serc i róż, ułożone w kształt serca.
- Lux... -nie dokończyła.
- Cii... -przyłożył do jej ust palec i położył ręce na ramionach. - Chodź... -powiedział i złapał ją za ręce. Zaprowadził ją na dach. Nigdy nie czuła się tak cudownie!
- Lux, to takie romantyczne... -powiedziała z uśmiechem i siadła na podłodze, patrząc na pełnię księżyca. On zrobił to samo. Objął ją ręką, a Ona położyła mu głowę na ramieniu.
- Na ile zostajesz? -spytała po dłuższej chwili milczenia.
- Niestety tylko na dzisiejszą noc. Jutro wracam na Orderon. -odpowiedział ze smutkiem w oczach.
- Szkoda. Wykorzystajmy tą chwilę jak najlepiej. -powiedziała uśmiechając się.
- Co masz na myśli? -spytał chociaż wiedział o co jej chodzi.
- Przecież, wiesz... -pociągnęła go za szyję i położyła się. Siedział na niej okrakiem. Reszta nocy minęła im idealnie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kochani! Życzę Wam najbardziej udanych walentynek!
Jedyny taki dzień w roku :(
Ale Luksowi i Ahsoce chyba to nie przeszkadza.
Dedyk:
Dla każdego!
NMBZW!
sobota, 13 lutego 2016
'' Musimy lecieć na Kamino ''
-Ahsoka-
Właśnie wracała od medyka, kiedy spotkała na drodze swoich przyjaciół. Stali i śmiali się z czegoś. Nie miała ochoty na rozmawianie z nikim, przez tą głupią anemię. Jeszcze ta królowa Minea ( IM SORRY JAWA ) Dzisiaj w nocy, czeka ją koszmar. Całe życie padło w jednej chwili. Czuła, że straciła sens życia, Najchętniej, popełniła by samobójstwo. Ale nie mogła. Nie mogła zrobić tego swoim przyjaciołom. Wiedziała, że jeśli otruje się, podetnie żyły, to Minea nie odupuści i będzie gnębić jej bliskich. Nie mogła do tego dopuścić. Nie chciała aby przez nią, cierpieli inni. Na samą myśl o tym, robiło jej się słabo. Musiała ich chronić. Tego chciała. Nie dopuścić do śmierci Poliny, Luy, Fila, Kiry, Johna, Korana, Obi-wana, Plo-Koona i Anakina. Zrobili dla niej tyle dobrego, a przez jej jeden błąd, mogą umrzeć. Zniknąć z tego świata, na zawsze.
Przyśpieszyła trochę. Nie chciała, aby ją zauważyli, ale na darmo. Kiedy tylko ich minęła i myślała, że uda jej się uniknąć rozmowy, usłyszała głos Luy.
- Ahsoka, chodź do nas. Idziemy właśnie zrobić komuś psikusa. Idziesz z nami? -spytała. Tano poczuła wzrok na wzrok na sobie.
- Nie, dzięki. Nie mam ochoty -powiedziała smutnym głosem. - Idźcie beze mnie.
- Co z tobą? -spytał Koran. - To do Ciebie nie podobne.
- Przykro mi, ale dzisiaj z Wami nie pójdę. -powiedziała stanowczym głosem.
- Ahsoka, wszystko dobrze? -poczuła czyjąś rękę, która łapię ją za własną. To był mały John.
- Tak. W jak najlepszym porządku. Idźcie już. Nie chce Wam psuć zabawy. -odpowiedziała.
Odeszła od nich. Szła dalej. Było jej już obojętne, co sobie o niej pomyślą. Miała wszystko gdzieś. Chciała się tylko wyspać. Ale zaraz... nie mogła zasnąć, ponieważ spotka się z Mineą! - No to świetnie. Jeszcze spać nie mogę. -powiedziała sama do siebie.
- I tak Cię to nie ominie. -usłyszała głos Minei w swojej głowie.
Ahsoka dostała ciarek na plecach.
- To znowu ty! -krzyknęła, wchodząc do swojego pokoju.
- We własnej osobie. -odpowiedziała lekko śmiejącym się głosie.
- Ale mówiłaś, że spotkamy się we śnie -usiadła na łóżku.
- Mogę też rozmawiać z twoją podświadomością. - powiedziała.
- Dlaczego mnie nie zostawisz w spokoju?! -krzyknęła głośniej.
- Nie zostawię, dopóki się nie zgodzisz. -wyobraziła sobie jak się uśmiecha.
- Jeśli się zgodzę, czy zostawisz mnie w tedy, oraz moich przyjaciół? -spytała już podirytowana.
- Owszem. Musisz tylko zostać królową. A to wymaga szkolenia. -odpowiedziała.
- Szkolenia?! Jakie to będzie szkolenie? -spytała już całkiem poirytowana.
- Dobrych manier przede wszystkim. -powiedziała poważniejszym tonem. - Szkolenie mocy.
- To znaczy?
- Musisz panować nad swoją mocą. Jeśli nie wykorzystasz jej właściwie, możesz kogoś zabić. Sprowadzić na niego koszmar.
- Że co?! Mogę kogoś zabić?! To jakiś koszmar! -zaczęła się awanturować. - Czyli mogę już popełnić samobójstwo. -poddała się.
- Nie możesz. -powiedziała stanowczo.
- Dlaczego?
- Bo jeśli to zrobisz, cały świat pogrąży się w koszmarze.
- Nie... -opadła na łózko. - Kiedy zaczynamy szkolenie? -spytała całkiem obojętnie. - Dzisiaj we śnie. Teraz kończymy naszą rozmowę. Do zobaczenia we śnie. -pożegnała ją, już więcej się nie odezwała.
Ahsoka leżała na łóżku, obojętna światu. Nie chciała z nikim rozmawiać. Cały świat miała głęboko w dupie! - Minea, to jakaś psychopatka!
Zasnęła. Nie wiedziała jednak o małym szczególiku. Ale nie ważne. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że jest w jaskini. Tej samej jaskini, co wtedy. Na środku stała Minea.
- Witaj Ahsoko -powiedziała pierwsza.
- Hej. Więc zaczynajmy już to szkolenie.
- Skoro tak Ci się śpieszy. Najpierw musisz kogoś poznać. -wskazała ręką na lustro. Pojawiły się tam, trzy kobiety. Jedna w kapturze. Nie było widać jej twarzy.
- Kto to jest? -spytałam.
- Kora, Dotomina, Zondera. Trzy siostry, ciemnej strony. Piekielnie złe kobiety.
- Dlaczego jedna z nich jest w kapturze? -spytała podchodząc bliżej.
- Nie chce ujawniać swojej twarzy. Ona jest koszmarem.
- Ale jak to? Przecież ty nim jesteś. -spojrzała na ni zdziwionym wzrokiem.
- Owszem. Ale Ona też nim jest. Jej siostra Dotomina, to noc. Zondera, to spełnienie, piękno, przerażenie.
- Po co mi je pokazałaś? -spytała Soka.
- Musisz poprosić Zondere i Dotominę, aby pomogły Ci zabrać moc Korze. Inaczej, może skończyć się to źle. -powiedziała poważnym głosem.
- Dlaczego?
- Ponieważ jeśli dowie się, że niedługo umrę, będzie chciała zająć moje miejsce. Musisz odebrać jej moc póki jest jeszcze dobra pora. Nie ma na co czekać. U siebie w pokoju, w szufladzie, znajdziesz dane, gdzie masz wyruszyć. Wszystkie siostry są na Kamino, każda w innej części tej planety. -chciała zakończyć rozmowę, ale Tano zadała jeszcze jedno pytanie.
- A co się stanie jeśli Kora, zajmie twoje miejsce?
- Nie pytaj. Cała galaktyka pogrąży się w rozpaczy. Wiedz jednak, że Zondera i Dotomina, nie są złe. Kora będzie chciała je zmusić do współpracy. Musisz je ratować. Inaczej, z ich mocą razem wziętą... -nie dokończyła.
- Dobrze, już wiem. -powiedziała Soka i zamknęła oczy, aby się obudzić. Widziała, że Minea cierpi. Nie chciała, jeszcze bardziej jej dołować. Odpuściła sobie.
Kiedy się obudziła, zobaczyła, że w jej pokoju stoi Anakin, oraz jej przyjaciele.
- Od ilu godzin tu stoicie? -podniosła się z łózka.
- Od paru dobrych. -powiedział jej mistrz. - I co spotkałaś się z nią? -spytał.
- Tak. -teraz przypomniała sobie o danych w szufladzie. Natychmiast zerwała się z łózka i podbiegła do biurka. Wyjęła kopertę i podała Skywalkerowi.
- Musimy tam lecieć. -powiedziała stanowczo. Jej mistrz otworzył kopertę i przeczytał dane.
- Na Kamino? Po co?
- Musimy znaleźć Korę, Dotominę i Zonderę.
- Kogo? -spytała Lua.
- Długa historia. Później Wam opowiem.
Godzinę później Ahsoka poszła powiadomić Radę, o swojej rozmowie z Mineą. Zgodzili się na wyprawę. Miał z nią lecieć Anakin, Obi-Wan oraz Polina. Cieszyła się, że nie wysłali jej samej. Nie chciała być sama, na tej przerażającej planecie.
Kiedy wszyscy byli już powiadomieni o wyprawie, wsiedli na statek i ruszyli. na statku opowiedziała swoim towarzyszom, całą historię. Patrzyli na nią ze zdziwieniem, jednak ufali jej. Rycerzyk nie spuszczał jej z oka nawet na chwilę, co oczywiście ją wnerwiało.
Wylądowali na Kamino. Planecie na zewnętrznych rubieżach. Planeta ta była dość ładna, ale zarazem przerażająca. Wokół czaiło się dużo drapieżnych zwierząt. Nikt nie mógł czuć się tu w stu procentach bezpieczny. Źle było by ugrzęznąć a bagnie, lub podeptać mięsożerną roślinę.
Po wylądowaniu rozbili obóz. Postanowili, że na tę noc, zostaną w obozie, a następnego dnia ruszą. Planowali też zwiady.
Polina z Ahsoką, rozkładały swój namiot. tak jak Obi-Wan i Anakin. Obóz rozbili na polu. Wokół były lasy, co nie podobało się do końca Kenobiemu. Ale patrząc na to z innej strony i tak wszędzie było by tak sano. Wiedzieli jedno. Nie chcieli rozbijać się w lesie. Nawet nie chcieli sobie wyobrażać, co tam na nich czyha. Wybraniec co nie co o tej planecie, ale nie trafił na informacje o jakiś strasznych istotach, które mają chrapkę na ludzi. Czytał tylko o mangustach ( Tak wiem, że jest takie zwierzę, ale nie ,mogłam wymyślić strasznej nazwy, więc niech to będą mangusty :p )
To dość duże zwierzęta, podobne do wilków. Można powiedzieć, że to były dzikie wilki tyle, że białe z czarnym pręgami. Miały ostre pazury, zęby, którymi mogły łatwo rozszarpać na kawałki. Ale liczba ludzi, która padła ich ofiarą była mała. Po prostu weszli na ich teren i zaczęli srażnić. Najprawdopodobniej, próbowali je upolować dla futra. Zimy które tutaj panowały były zabójcze. Na szczęście była wiosna, i dość ciepło, aby było można zasnąć.
Kiedy dziewczyny skończyły składać namiot, poszły pomóc swoim mistrzom. ( Dla informacji, Polina była padawanem Obiwana. Jak chcecie mogę zrobić osobny rozdział pt '' Mistrzowie i padawani''. Piszcie w komach :) ) Ich namiot było dość trudno złożyć, ponieważ poplątali linki, które miały za zadanie trzymać namiot przy ziemi. Na szczęście po godzinie, uporali się z tym. Przyszła upragniona pora. Zwiady.
- Kto idzie? -spytał były mentor Anakina.
- Proponuję aby to Ahsoka i Polina poszły się rozejrzeć. -zaproponował Skywalker. Niestety, jak to Anakin, najpierw mówi, a potem myśli. Przecież jego małemu Smarkowi mogło się coś stać. Jak On mógł palnąć taką ogromną głupotę?!
- Zgadzamy się. -odpowiedziały jednocześnie uczennice.
- Tutaj macie komunikatory -powiedział Anakin, podając im urządzenia. - nie zgubcie ich. W razie kłopotów, powiadomcie nas.
Dziewczyny w odpowiedzi kiwnęły głowami, po czym zniknęły w zagąszczach.
-Obiwan i Anakin-
Siedzieli w obozie dopiero dwadzieścia minut, a Anakin już zaczął się martwić o swojego małego Smarka. Nie mógł się pogodzić, że sam zaproponował, aby poszły na zwiady. - Co mi wogóle przyszło do głowy?! -spytał sam siebie w myślach. - Ale ja byłem głupi! Pewnie teraz zostały schwytane w pułapkę i zabrano im komunikatory! Głupi byłem! -skarcił siebie. Miał jakąś dużą paranoję na bezpieczeństwie swoich podopiecznych. Chwila zaraz, On miał jednego ucznia. A raczej ma. Ahsokę. Może to dlatego, że boi się o swoją opinię. Co sobie pomyślą inni, kiedy jego padawan nie wróci żywy z misji bo uznał, że pójdzie na zwiady?! Nie był pewny, czy bardziej mu zależało na opinii całej galaktyki, czy na bezpieczeństwu Ahsoki. Jeszcze ta anemia. - Chwila moment, czy Ahsoka wzięła ze sobą żelazo?! -olśniło go dopiero w tej chwili.
- Anakinie, czy coś Cię martwi? -spytał Obiwan widząc swojego byłego ucznia w zamyśleniu.
- Nie... nie... wszystko w porządku. -odpowiedział.
- Na pewno? -spytał jeszcze raz.
- Nie. Nie. Nic nie jest w porządku. Ahsoka ma anemię. -powiedział mu jeszcze raz.
- Martwisz się o to, że Ahsoka być może nie ma przy sobie żelaza?
- Też. Ale ta cała sytuacja w sali treningowej. Dlaczego to zawsze spotyka nas? A jeżeli ta królowa coś jej zrobi? -wyznał co martwi go jeszcze.
- Tego nie wie nikt Anakinie. Ale musisz wierzyć w swojego ucznia. Tym okazujesz, że w niego nie wierzysz.
- Może i masz rację. Ale i tak się o nią martwię. -spuścił głowę.
- To dobrze. Gorzej by było gdybyś tego nie robił. Wszystko będzie dobrze. -pocieszył go.
- Mam taką nadzieję.
Siedzieli tak jeszcze nie całą godzinę, kiedy przyszły ich uczennice.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hi!!!
Jak tam życie??
Moje wali się, a potem odbudowuje od nowa i tak na okrągło.
Już niedługo koniec moich ferii :(
Znając pewnie moich nauczycieli, nie będę mieć czasu na dodawanie rozdziałów.
Nie wiem czy nawet uda mi się dodać jeden w tygodniu ;(
Będę dodawać być może w tygodniu, albo w sobotę albo niedzielę.
Teraz też chyba Was nie zachwyciłam moimi regularnymi wpisami co??
Ale uwierzcie, starałam się jak mogłam :)
No i cóż...
Dedyk wędruje do:
Ashary
Pysiwatej
oraz Soni
NMBZW!
czwartek, 11 lutego 2016
Anemia
-Ahsoka-
Nie wierzyła w to, że to prawda. To nie możliwe aby, ta chora psychicznie królowa, przedostała się do rzeczywistości. Jeszcze ta lalka. Identyczna do niej, co jeszcze bardziej ją niepokoiło. To chore. Może zrobić z nią, co tylko zechce! Musi odebrać jej swoją podobiznę, za wszelką cenę. Inaczej stanie się jej kukiełką. Chyba, że... zgodzi się na bycie królową, wtedy to Ona, będzie mogła bawić się nią. Była to kusząca propozycja. W sumie, co jej szkodziło spróbować. Tak czy siak, nie może zostawić tej sprawy, niczego sobie. Musiała coś zrobić. Ale pozostawała jeszcze jedna kwestia... Anakin. Widział całe zajście. Teraz nie da jej spokoju. Będzie się pytać, co to miało wszystko znaczyć, co przed nim ukrywa, kim jest ta kobieta, czemu nie powiedziała mu, skoro o wszystkim wiedziała? Ale, nie zamierzała, opowiadać mu o swojej przeszłości. Tego że rodzina jej nie kochała, bo była wrażliwa na moc, że ją porzucili. Pamięta ten dzień w którym, wybrali się do lasu. Niby miał to być zwykły spacer, ale jednak miała rację, że coś knuli za jej plecami. Była jeszcze mała, nie miała odwagi się postawić, zwierzyć ze swoich uczuć, powiedzieć ''Kocham Was''. Bolało ją to że nigdy im tego nie powiedziała. To było dla niej bardzo ciężkie. Mimo że traktowali ją jak śmiecia, to i tak ich kochała. Tylko bała się im powiedzieć. Zostawała też kwestia, rodzeństwa. Zawsze traktowali ją, jakby nic nie umiała. Byli zazdrośni, że będzie w przyszłości Jedi, a Oni pewnie, będą siedzieć na tej planecie, do końca życia. Tak bardzo pragnęła ich zobaczyć! Niczego innego bardziej nie chciała. Chociaż pewnie ich spotkanie skończyło by się, na kłótni. Nie chciała aby, jej mistrz widział, jak jej rodzeństwo odrzuca ją, traktuje gorzej. To za bardzo go bolało. Przecież traktował ją jak siostrę. Mimo że więź między mistrzem, a padawanem była zabroniona, to i tak traktował jak rodzoną siostrzyczkę.
Leżała w sali uzdrawiania. Miała oddzielny pokój, w którym stała wielka szyba, przez którą, medycy mogli ją obserwować. Niestety, nie tylko Oni. wiedzieli ją też przyjaciele, mistrzowie. Była nadal nieprzytomna. Tak na prawdę, nie wiedziała do końca, co dokładnie potoczyło się dalej, między Skywalkerem a koszmarem. - Pewnie są teraz za szybą i mnie obserwują -pomyślała. - Nie ma co Ahsoka. I tak nie ominie Cię rozmowa z Rycerzykiem i Radą -dokończyła. Powoli otworzyła oczy. Podniosła się na łóżku do pozycji siedzącej. Złapała się ręką za głowę. Bolała ją nie miłosiernie. Do sali wszedł medyk, a właściwie robot. Pobrał jej krew do badań, i zmienił płyn w kroplówce, oraz dał tabletki do połknięcia. Wzięła różową i niebieską kulkę do buzi i popiła wodą. Odstawiła kubek.
- Gdzie jest mój mistrz? -spytała oczekując, że odpowiedź będzie brzmieć : '' Wyleciał na misję, wróci za kilka tygodni''. Niestety, odpowiedź była inna.
- Wyszedł na chwilę coś załatwić, powiedział że niedługo wróci -powiedział swoim metalicznym głosem, nie okazującym żadnych uczuć. - Teraz odpoczywaj. Podejrzewamy u Ciebie anemię -oznajmił. Ahsoka zrobiła minę mówiącą '' Że co?! ''.
- Ale to już pewne? -spytała przejętym tonem. Droid, przelał jej krew, do mniejszego pojemniczka.
- Jeszcze nie. Będzie wiadomo po zrobieniu badań krwi. -odpowiedział i wyszedł z sali, zamykając za sobą dość potężne drzwi, które zamknęły się z wielkim hukiem.
- Świetnie. -walnęła się na łóżko. Teraz myślała, że przeznaczenie robi jej na złość.
Jak na złość, do sali wszedł Anakin. Podszedł do jej łóżka. Zobaczył że jego uczennica ma bardzo smutną minę.
- Smarku, co tam się stało? -spytał. Unikała kontaktu wzrokowego. Chciała, aby się od niej odwalił. Tak jak każdy inny na tym świecie. - Smarku? -spytał jeszcze raz.
- Sama nie wiem -odparła po dłuższej chwili. Anakin ku swojemu własnemu zdziwieniu, uwierzył jej.
- A co mówią medycy?
- N... nie wiem -zawahała się. Nie wiedziała czy powiedzieć mu, o tej anemi czy nie. W sumie, mogło się okazać, że medycy się mylą. Nie było to postanowione, że akurat choruje.
- Smarku na pewno? -spytał nad opiekuńczo.
- Mówię, że nie wiem -powiedziała stanowczo, na znak że chce aby się od niej odczepił.
- Ale i tak, o tym porozmawiamy Smarku -odszedł od łóżka. Rozejrzał się po pokoju. W tej chwili do sali wszedł pracownik lecznicy.
- Obiad -oznajmił, po czym wjechał wózkiem do pokoju. Postawił talerz z posiłkiem, na komodzie obok kroplówki i odszedł rozdawać dalej, innym pacjentom. Tano popatrzyła co dostała i znowu położyła się do łóżka.
- Nie jesz? -spojrzał na jedzenie Skywalker.
- Nie mam ochoty -powiedziała od razu. Nie czuła głodu, tak praktycznie od kilku dni. Po prostu nie chciała jeść, bo nie miała ochoty.
- Ahsoka, co się dzieje? -spytał jeszcze raz i położył swoją rękę na jej ramieniu. Ona tylko wzruszyła nimi i przykryła kołdrą, po sam nos. - Smarku, nie chcę nic mówić, ale ta kobieta w sali treningowej, mówiła że macie się spotkać, we śnie. O co jej chodziło? -spytał jeszcze bardziej zmartwionym głosem.
- Dzisiaj w nocy, -poddała się. -śniła mi się. Mówiła że jest przeznaczeniem i koszmarem -to słowo wypowiedziała ciszej. Wstała do pozycji siedzącej. - Mówiła, że musi oddać władzę komuś innemu, tak jak każdy władca. Mówiła też, że jej następczynią mam być ja. -spuściła wzrok. - Czy coś jeszcze Ci mówiła? -spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
- Mówiła, że spotkacie się we śnie. Ale, o co jej chodziło, sam nie wiem chyba, że mi to wytłumaczysz. -spojrzał na nią, rozkazującym wyrazem twarzy.
- Kiedy spałam, we śnie, spotkałam ją. Mówiła, że jest koszmarem, przeznaczeniem. Pewnie znowu mnie nawiedzi. -położyła rękę na głowę.
- Spokojnie Smarku. Będzie dobrze. -zaczął uspokajać swoją uczennicę.
- Eche... nic nie będzie dobrze. Już to wiem. -sprzeczyła się z nim.
- Skąd wiesz?
- Mówiła mi, -spojrzała mu w oczy. - że jeśli się nie zgodzę, to będzie się mną bawić. I Wami pewnie też. -odwróciła się.
- Smarku, spokojnie pewnie... -nie zdążył dokończyć, ponieważ do pokoju wszedł ten sam robot, który pobierał jej krew. Trzymał w ręku jakąś podstawkę, na której były przyczepione kartki.
- Padawanie Tano, przyszły badania. -oznajmił robot. Ahsoka jak poparzona wstała do pozycji siedzącej.
- I co z nią? -spytał Anakin.
- Niestety nasze obawy się potwierdziły. -Soka opadła na łóżko odwracając się plecami do nich.
- To znaczy? -spojrzał na nią przez ramie.
- Padawan Tano choruje na anemię. -na Skywalkera spadł jasny grom z nieba. Jego padawanka choruje na jakąś chorobę.
- Czy to poważna choroba? -spytał zaniepokojony.
- Nie, jeśli będzie brać systematycznie żelazo -podał mu małą buteleczkę z tabletkami. - Padawana Tano wypuścimy za chwilę. -wyszedł z sali.
Skywalker spojrzał na uczennicę. Leżała do niego plecami. Czuł, że cierpi. Nie wyobrażał sobie Ahsoki, która na polu bitwy i przy większym stresie bierze tabletki. Niestety, ale musiała to robić, ponieważ umarła by. Nie chciał stracić drugiej ukochanej osoby. Długo cierpiał, kiedy dowiedział się, że jego matka nie żyje. Nie chciał przechodzić tego drugi raz.
- Smarku, przykro mi ale dasz radę. Musisz tylko... -przerwała mu.
- Brać te cholerne tabletki, wiem. -powiedziała srogo.
- Będzie dobrze. -skończył rozmowę. Wyszedł z sali. Wiedział, że pora odpuścić.
Kiedy wyszedł, przewróciła się na plecy. Niby tak na prawdę, nie zagrażało to jej życiu, ale nie chciała faszerować się lekami. To był dla niej ciężki cios. Nigdy nie wyobrażała sobie, że będzie chora. Co powie jej rodzeństwo i jej rodzina? Będą traktować ją jak mięczaka. Całe życie zwaliło się w jednej chwili. Ale co Ona może zrobić? - No pięknie, teraz nie będę tylko użerała się z chorobą, ale też z głupią królową. -bardziej się zgnębiła. - Ciekawe, co robią inni? Czy już się wybudzili? Czy są bezpieczni, zdrowi? -spytała siebie w myślach. - Jeszcze Anakin! Teraz, będzie się troszczyć o mnie jeszcze bardziej! No pięknie! -pomyślała. - Dlaczego mnie to spotyka?!
-Anakin-
Szedł przez korytarz, do sali w której zebrała się rada. Musiał opowiedzieć wszystko Radzie Jedi. Nienawidził tego! Jakby nie mogli przejrzeć monitoringu, który jest ukryty wśród drzew. To było by o wiele prostsze!
Wszedł do Sali. Na fotelach zobaczył wszystkich należącej do Rady. Nikt nie był nieobecny. Chociaż wolałby, aby nie było tu kilku Mistrzów. No, ale cóż... takie życie. Stanął na środku sali.
- Anakinie Skywalkerze, czy zechciałbyś nam powiedzieć, co zaszło w sali treningowej? -spytał mistrz Windu. W sumie, nie brzmiało to jak propozycja, tylko jak rozkaz. Anakin załamał się. Musiał opowiedzieć wszystko, jeszcze raz od początku. To było męczące.
Kiedy wszystko opowiedział, wszyscy członkowie patrzyli na niego, jakby opowiadał, że do sali wjechał różowy jednorożec.
- A co z padawanem twoim? -spytał zielono-skóry, wiekowy mistrz.
- Żyje, ale niestety, choruje na anemie -powiedział ze smutnym głosem. - Nic nie zagraża jej życiu, jeśli będzie brać żelazo.
- Smutne to, ale tak już będzie. -dodał.
- Mistrzu Yodo, czy znasz tę kobietę? -spytał Kenobi.
- Owszem, znam. Mirlea to jest. Królowa przeznaczenia i koszmarów. Niebezpieczna jest. W sny może się wedrzeć oraz czyimś życiem kierować. W niebezpieczeństwie Tano się znalazła. Mirlea pewnie na królową ją wybrała. -Skywalker pokiwał głową. - Nie dobrze. Padawanka musi się zgodzić. Inaczej, możemy wszyscy ponieść klęskę. -wszyscy aż wstrzymali oddech.
- Zatem postanowione. Padawan Ahsoka Tano, zgodzi się być królową, zamiast Mirlei. -Anakin nawet nie zdążył się sprzeciwić. Jak osiemnastolatka może zostać królową?! Mimo że Padme została mianowana na królową, kiedy miała czternaście lat, to i tak Soka nie może być królową! Była Jedi, a Anidala od małego była wychowywana w rodzinie królewskiej!
Wyszedł z Sali, bardzo zdenerwowany. Skierował się do swojego pokoju.
Nie wierzyła w to, że to prawda. To nie możliwe aby, ta chora psychicznie królowa, przedostała się do rzeczywistości. Jeszcze ta lalka. Identyczna do niej, co jeszcze bardziej ją niepokoiło. To chore. Może zrobić z nią, co tylko zechce! Musi odebrać jej swoją podobiznę, za wszelką cenę. Inaczej stanie się jej kukiełką. Chyba, że... zgodzi się na bycie królową, wtedy to Ona, będzie mogła bawić się nią. Była to kusząca propozycja. W sumie, co jej szkodziło spróbować. Tak czy siak, nie może zostawić tej sprawy, niczego sobie. Musiała coś zrobić. Ale pozostawała jeszcze jedna kwestia... Anakin. Widział całe zajście. Teraz nie da jej spokoju. Będzie się pytać, co to miało wszystko znaczyć, co przed nim ukrywa, kim jest ta kobieta, czemu nie powiedziała mu, skoro o wszystkim wiedziała? Ale, nie zamierzała, opowiadać mu o swojej przeszłości. Tego że rodzina jej nie kochała, bo była wrażliwa na moc, że ją porzucili. Pamięta ten dzień w którym, wybrali się do lasu. Niby miał to być zwykły spacer, ale jednak miała rację, że coś knuli za jej plecami. Była jeszcze mała, nie miała odwagi się postawić, zwierzyć ze swoich uczuć, powiedzieć ''Kocham Was''. Bolało ją to że nigdy im tego nie powiedziała. To było dla niej bardzo ciężkie. Mimo że traktowali ją jak śmiecia, to i tak ich kochała. Tylko bała się im powiedzieć. Zostawała też kwestia, rodzeństwa. Zawsze traktowali ją, jakby nic nie umiała. Byli zazdrośni, że będzie w przyszłości Jedi, a Oni pewnie, będą siedzieć na tej planecie, do końca życia. Tak bardzo pragnęła ich zobaczyć! Niczego innego bardziej nie chciała. Chociaż pewnie ich spotkanie skończyło by się, na kłótni. Nie chciała aby, jej mistrz widział, jak jej rodzeństwo odrzuca ją, traktuje gorzej. To za bardzo go bolało. Przecież traktował ją jak siostrę. Mimo że więź między mistrzem, a padawanem była zabroniona, to i tak traktował jak rodzoną siostrzyczkę.
Leżała w sali uzdrawiania. Miała oddzielny pokój, w którym stała wielka szyba, przez którą, medycy mogli ją obserwować. Niestety, nie tylko Oni. wiedzieli ją też przyjaciele, mistrzowie. Była nadal nieprzytomna. Tak na prawdę, nie wiedziała do końca, co dokładnie potoczyło się dalej, między Skywalkerem a koszmarem. - Pewnie są teraz za szybą i mnie obserwują -pomyślała. - Nie ma co Ahsoka. I tak nie ominie Cię rozmowa z Rycerzykiem i Radą -dokończyła. Powoli otworzyła oczy. Podniosła się na łóżku do pozycji siedzącej. Złapała się ręką za głowę. Bolała ją nie miłosiernie. Do sali wszedł medyk, a właściwie robot. Pobrał jej krew do badań, i zmienił płyn w kroplówce, oraz dał tabletki do połknięcia. Wzięła różową i niebieską kulkę do buzi i popiła wodą. Odstawiła kubek.
- Gdzie jest mój mistrz? -spytała oczekując, że odpowiedź będzie brzmieć : '' Wyleciał na misję, wróci za kilka tygodni''. Niestety, odpowiedź była inna.
- Wyszedł na chwilę coś załatwić, powiedział że niedługo wróci -powiedział swoim metalicznym głosem, nie okazującym żadnych uczuć. - Teraz odpoczywaj. Podejrzewamy u Ciebie anemię -oznajmił. Ahsoka zrobiła minę mówiącą '' Że co?! ''.
- Ale to już pewne? -spytała przejętym tonem. Droid, przelał jej krew, do mniejszego pojemniczka.
- Jeszcze nie. Będzie wiadomo po zrobieniu badań krwi. -odpowiedział i wyszedł z sali, zamykając za sobą dość potężne drzwi, które zamknęły się z wielkim hukiem.
- Świetnie. -walnęła się na łóżko. Teraz myślała, że przeznaczenie robi jej na złość.
Jak na złość, do sali wszedł Anakin. Podszedł do jej łóżka. Zobaczył że jego uczennica ma bardzo smutną minę.
- Smarku, co tam się stało? -spytał. Unikała kontaktu wzrokowego. Chciała, aby się od niej odwalił. Tak jak każdy inny na tym świecie. - Smarku? -spytał jeszcze raz.
- Sama nie wiem -odparła po dłuższej chwili. Anakin ku swojemu własnemu zdziwieniu, uwierzył jej.
- A co mówią medycy?
- N... nie wiem -zawahała się. Nie wiedziała czy powiedzieć mu, o tej anemi czy nie. W sumie, mogło się okazać, że medycy się mylą. Nie było to postanowione, że akurat choruje.
- Smarku na pewno? -spytał nad opiekuńczo.
- Mówię, że nie wiem -powiedziała stanowczo, na znak że chce aby się od niej odczepił.
- Ale i tak, o tym porozmawiamy Smarku -odszedł od łóżka. Rozejrzał się po pokoju. W tej chwili do sali wszedł pracownik lecznicy.
- Obiad -oznajmił, po czym wjechał wózkiem do pokoju. Postawił talerz z posiłkiem, na komodzie obok kroplówki i odszedł rozdawać dalej, innym pacjentom. Tano popatrzyła co dostała i znowu położyła się do łóżka.
- Nie jesz? -spojrzał na jedzenie Skywalker.
- Nie mam ochoty -powiedziała od razu. Nie czuła głodu, tak praktycznie od kilku dni. Po prostu nie chciała jeść, bo nie miała ochoty.
- Ahsoka, co się dzieje? -spytał jeszcze raz i położył swoją rękę na jej ramieniu. Ona tylko wzruszyła nimi i przykryła kołdrą, po sam nos. - Smarku, nie chcę nic mówić, ale ta kobieta w sali treningowej, mówiła że macie się spotkać, we śnie. O co jej chodziło? -spytał jeszcze bardziej zmartwionym głosem.
- Dzisiaj w nocy, -poddała się. -śniła mi się. Mówiła że jest przeznaczeniem i koszmarem -to słowo wypowiedziała ciszej. Wstała do pozycji siedzącej. - Mówiła, że musi oddać władzę komuś innemu, tak jak każdy władca. Mówiła też, że jej następczynią mam być ja. -spuściła wzrok. - Czy coś jeszcze Ci mówiła? -spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
- Mówiła, że spotkacie się we śnie. Ale, o co jej chodziło, sam nie wiem chyba, że mi to wytłumaczysz. -spojrzał na nią, rozkazującym wyrazem twarzy.
- Kiedy spałam, we śnie, spotkałam ją. Mówiła, że jest koszmarem, przeznaczeniem. Pewnie znowu mnie nawiedzi. -położyła rękę na głowę.
- Spokojnie Smarku. Będzie dobrze. -zaczął uspokajać swoją uczennicę.
- Eche... nic nie będzie dobrze. Już to wiem. -sprzeczyła się z nim.
- Skąd wiesz?
- Mówiła mi, -spojrzała mu w oczy. - że jeśli się nie zgodzę, to będzie się mną bawić. I Wami pewnie też. -odwróciła się.
- Smarku, spokojnie pewnie... -nie zdążył dokończyć, ponieważ do pokoju wszedł ten sam robot, który pobierał jej krew. Trzymał w ręku jakąś podstawkę, na której były przyczepione kartki.
- Padawanie Tano, przyszły badania. -oznajmił robot. Ahsoka jak poparzona wstała do pozycji siedzącej.
- I co z nią? -spytał Anakin.
- Niestety nasze obawy się potwierdziły. -Soka opadła na łóżko odwracając się plecami do nich.
- To znaczy? -spojrzał na nią przez ramie.
- Padawan Tano choruje na anemię. -na Skywalkera spadł jasny grom z nieba. Jego padawanka choruje na jakąś chorobę.
- Czy to poważna choroba? -spytał zaniepokojony.
- Nie, jeśli będzie brać systematycznie żelazo -podał mu małą buteleczkę z tabletkami. - Padawana Tano wypuścimy za chwilę. -wyszedł z sali.
Skywalker spojrzał na uczennicę. Leżała do niego plecami. Czuł, że cierpi. Nie wyobrażał sobie Ahsoki, która na polu bitwy i przy większym stresie bierze tabletki. Niestety, ale musiała to robić, ponieważ umarła by. Nie chciał stracić drugiej ukochanej osoby. Długo cierpiał, kiedy dowiedział się, że jego matka nie żyje. Nie chciał przechodzić tego drugi raz.
- Smarku, przykro mi ale dasz radę. Musisz tylko... -przerwała mu.
- Brać te cholerne tabletki, wiem. -powiedziała srogo.
- Będzie dobrze. -skończył rozmowę. Wyszedł z sali. Wiedział, że pora odpuścić.
Kiedy wyszedł, przewróciła się na plecy. Niby tak na prawdę, nie zagrażało to jej życiu, ale nie chciała faszerować się lekami. To był dla niej ciężki cios. Nigdy nie wyobrażała sobie, że będzie chora. Co powie jej rodzeństwo i jej rodzina? Będą traktować ją jak mięczaka. Całe życie zwaliło się w jednej chwili. Ale co Ona może zrobić? - No pięknie, teraz nie będę tylko użerała się z chorobą, ale też z głupią królową. -bardziej się zgnębiła. - Ciekawe, co robią inni? Czy już się wybudzili? Czy są bezpieczni, zdrowi? -spytała siebie w myślach. - Jeszcze Anakin! Teraz, będzie się troszczyć o mnie jeszcze bardziej! No pięknie! -pomyślała. - Dlaczego mnie to spotyka?!
-Anakin-
Szedł przez korytarz, do sali w której zebrała się rada. Musiał opowiedzieć wszystko Radzie Jedi. Nienawidził tego! Jakby nie mogli przejrzeć monitoringu, który jest ukryty wśród drzew. To było by o wiele prostsze!
Wszedł do Sali. Na fotelach zobaczył wszystkich należącej do Rady. Nikt nie był nieobecny. Chociaż wolałby, aby nie było tu kilku Mistrzów. No, ale cóż... takie życie. Stanął na środku sali.
- Anakinie Skywalkerze, czy zechciałbyś nam powiedzieć, co zaszło w sali treningowej? -spytał mistrz Windu. W sumie, nie brzmiało to jak propozycja, tylko jak rozkaz. Anakin załamał się. Musiał opowiedzieć wszystko, jeszcze raz od początku. To było męczące.
Kiedy wszystko opowiedział, wszyscy członkowie patrzyli na niego, jakby opowiadał, że do sali wjechał różowy jednorożec.
- A co z padawanem twoim? -spytał zielono-skóry, wiekowy mistrz.
- Żyje, ale niestety, choruje na anemie -powiedział ze smutnym głosem. - Nic nie zagraża jej życiu, jeśli będzie brać żelazo.
- Smutne to, ale tak już będzie. -dodał.
- Mistrzu Yodo, czy znasz tę kobietę? -spytał Kenobi.
- Owszem, znam. Mirlea to jest. Królowa przeznaczenia i koszmarów. Niebezpieczna jest. W sny może się wedrzeć oraz czyimś życiem kierować. W niebezpieczeństwie Tano się znalazła. Mirlea pewnie na królową ją wybrała. -Skywalker pokiwał głową. - Nie dobrze. Padawanka musi się zgodzić. Inaczej, możemy wszyscy ponieść klęskę. -wszyscy aż wstrzymali oddech.
- Zatem postanowione. Padawan Ahsoka Tano, zgodzi się być królową, zamiast Mirlei. -Anakin nawet nie zdążył się sprzeciwić. Jak osiemnastolatka może zostać królową?! Mimo że Padme została mianowana na królową, kiedy miała czternaście lat, to i tak Soka nie może być królową! Była Jedi, a Anidala od małego była wychowywana w rodzinie królewskiej!
Wyszedł z Sali, bardzo zdenerwowany. Skierował się do swojego pokoju.
Subskrybuj:
Posty (Atom)